Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przemysław Plewiński, kandydat na prezydenta Poznania: "Jestem wkurzony na rządy Jaśkowiaka"

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
Przemysław Plewiński jest kandydatem Trzeciej Drogi na prezydenta Poznania
Przemysław Plewiński jest kandydatem Trzeciej Drogi na prezydenta Poznania Robert Woźniak
Adwokat kandyduje na prezydenta Poznania, bo ma dość rządów Jacka Jaśkowiaka. Przemysław Plewiński z Trzeciej Drogi chce odbetonować miasto i przywrócić poznański „porzundek”.

Razem z żoną prowadzi pan kancelarię prawną. Nie będzie panu żal zrzucenia togi, porzucenia adwokatury na rzecz prezydentury?
Trochę tak, bo kocham ten zawód. Ale nowe wyzwania też są świetną perspektywą. Byłem dziennikarzem, potem przeszedłem do adwokatury, w której jestem już 10 lat.

Pana kariera zawodowa jest dobrze ugruntowana, skąd więc decyzja o ubieganie się o fotel prezydenta Poznania?
Decyzja o kandydaturze wzięła się z wkurzenia. Zresztą z tego samego powodu w 2020 roku zaangażowałem się w ruch Polska 2050. Wtedy byłem wkurzony na ówczesny rząd, teraz jestem wkurzony na rządy pana Jaśkowiaka w Poznaniu. Jestem poznaniakiem z krwi i kości. Tu się urodziłem i wychowałem. Uważam, że w panu Jaśkowiaku tej poznańskości nie ma. Należy przywrócić Poznaniowi ten – jak to mówię – poznański „porzundek”, którego brakuje. Choć muszę przyznać, że jeszcze w grudniu nie myślałem o tym, aby być kandydatem Trzeciej Drogi na prezydenta Poznania – miała nim być Agata Sobczyk, która otrzymała propozycję objęcia funkcji wojewody, i którą to kandydaturę przyjęła. Kiedy pani Ewa Schadler zaproponowała mi kandydaturę, zgodziłem się.

Czytaj też: Wybory 2024: "Tłuste koty Jaśkowiaka". Przemysław Plewiński zarzuca prezydentowi Poznania nepotyzm i niegospodarność

Powiedział pan, że jest wkurzony na rządy prezydenta Jaśkowiaka. Co więc pana najbardziej wkurza? Czego pan ma dosyć?
Mam dosyć tego, że pan prezydent uważa, że jest osobą nieomylną i wraz ze swoimi doradcami wie lepiej, czego potrzebuje Poznań niż mieszkańcy czy chociażby radni osiedli. A to właśnie oni wiedzą, co jest potrzebne w ich rejonach miasta. Wiele rejonów Poznania – zwłaszcza na obrzeżach – jest zapomnianych. Wobec obecnego czasu urbanizacji, rozbudowy obrzeży miasta, tym bardziej trzeba zadbać o budowę kanalizacji, chodników i utwardzenie dróg, a tego bardzo tam brakuje.

Miasto się rozbudowuje, widzimy kolejne bloki, które powstają. Brakuje jednak mieszkań komunalnych. Ma pan pomysł na to, żeby zwiększyć ich zasoby?
Miasto kompletnie zaniedbało ich budowę. W Poznaniu rocznie oddaje się średnio 4,5 tysiąca mieszkań, z czego zaledwie 2,5 proc. to mieszkania komunalne. Budując na swoich terenach miasto nie potrzebuje zwrotu pieniędzy za grunt, przez co jest w stanie mocno konkurować z deweloperami. Jednak miasto w ogóle nie korzysta z takiego rozwiązania. Z drugiej strony, mamy doniesienia medialne o tym, że prezydent Guss miał lobbować na rzecz deweloperów, co już w ogóle potwierdza tę tezę. Sporo zarzucało się prezydentowi Grobelnemu, że miał sprzyjać galeriom handlowym. Mam wrażenie, że obecna władza jest bardzo pro-deweloperska. Nie chcę przedstawiać deweloperów jako zło całego świata. Inwestor prywatny, który buduje mieszkania na wynajem jest potrzebny, ale on nie może działać na własnych zasadach, jak chce. Natomiast miasto ma narzędzia, dzięki którym może na dewelopera wpływać.

Jest pan fanem Kolejorza – a co z Wartą Poznań?

Dla mnie jako poznaniaka wstydem jest, że Warta Poznań musi grać w Grodzisku Wielkopolskim. Pytanie, czy klub ten dostanie kolejną warunkową licencję na granie w nim, bo pamiętajmy, że wymogi licencyjne są takie, że Warta Poznań może grać na innym obiekcie, jeżeli przedstawi jasne i konkretne plany związane z rozbudową obiektu. Dla mnie jasnym jest, że Warta Poznań się utrzyma, jeśli chodzi o kwestie sportowe, ale nie chciałbym, żeby spadła z ligi tylko przez to, że nie ma obiektu. Ten klub musi mieć swój stadion.

Jest szansa na to, by Warta Poznań miała go w Poznaniu?

Żeby spełnić wymogi licencyjne, klub potrzebuje obiektu na minimum 4 tys. miejsc i określony procent tego obiektu musi być zadaszony. Warta ma projekt stadionu i jest on naprawdę dobry. To budynek ze skośnym dachem, na którym jest trybuna, czyli tak naprawdę całość jest budynkiem, w którym w środku działa klub, siłownia i odnowa biologicznych – zgodnie z planem, z tych ostatnich dwóch mogłyby korzystać również osoby z zewnątrz. Miałyby w nim być również salki sportowe, przeznaczone choćby na zajęcia dla dzieci i młodzieży z okolic.

Nie byłby to więc zamknięty obiekt. Korzystać z niego mogliby także mieszkańcy.
Dokładnie tak. Spodobały mi się też kwestie związane z finansowaniem tego projektu. Warta Poznań nie liczy na to, że miasto im ten stadion wybuduje. Klub oczekuje od miasta pewnej pomocy w umowie z władzami centralnymi. Były obiecane pieniądze z Ministerstwa Sportu za rządów PiS i z tego co się orientuję, to klub rozmawiał już z obecnym rządem, który zadeklarował podtrzymanie tego projektu. Udział miasta w budowie tego stadionu wyniósłby około 20-30 proc., przy czym Warta jest otwarta na to, by zapewnić władze Poznania, że nikomu nie sprzeda tego obiektu.

Rozwiązanie leży więc na stole?
Tak, przy tym projekcie brakuje tylko dobrej woli miasta. I byłaby to pierwsza kwestia, jaką podjąłbym z działań sportowych.

„Poznań naszych marzeń. Europejskie, najbardziej przyjazne do życia miasto w Polsce. To moje zobowiązanie” – wskazał prezydent Jaśkowiak. Beton to nie jest europejskość. Pan chce odbetonowania Poznania.
Trend betonowania miast już skończył się na Zachodzie, teraz stawia się na zieleń, dużo zieleni. Przy przebudowie placu Kolegiackiego mówiłem, że ta zieleń już tam była i prace trzeba było przeprowadzić inaczej, na co prezydent Wiśniewski zapytał mnie, czy wołałbym, żeby stały tam auta. Ale to przecież nie o to chodzi... Samochody z placu Kolegiackiego trzeba było usunąć. Owszem, pojawiły się drzewa, ale tak naprawdę są one tylko jednym z elementów – brakuje niskiej zieleni, która chłonie wodę. To trzeba zmienić.

Poznań kojarzy się jako miasto wiecznych remontów, które w ostatnich latach mocno dały się we znaki wszystkim mieszkańcom. Jak ocenia pan te inwestycje?
Moimi zarzutami dotyczącymi remontów – a one oczywiście były potrzebne, jak remont Starego Rynku – nie jest to, że one się odbyły, ale w jaki sposób zostały przeprowadzone, w jakim bałaganie. To, że ludzie wychodzili ze swoich kamienic i wpadali w dziurę, to wstyd dla miasta. Nie zapomnę, jak jeszcze niedawno jechałem tramwajem przez ulicę 27 Grudnia. Na torowisko przewrócił się płot ustawiony przez Tormel, ludzie wysiedli z tramwaju i sami go podnosili. To są rzeczy, które nie powinny zdarzyć się w mieście, którego władze uważają, że niby jest takie europejskie.

Co jeszcze jest do zrobienia?
Chociażby przejazd kolejowy na Starołęce. Przez 9 lat kadencji prezydenta Jaśkowiaka wiele razy słyszałem, że on będzie zrobiony. Kiedy podczas debaty na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM poruszyłem tę kwestię, od razu w poniedziałek pan Jaśkowiak zwołał konferencję z PKP PLK, podczas której ogłosił, że ten przejazd będzie przebudowany. Śmieję się, że teraz nagle jest taki superbohater... Spóźniony Jacek ze swoimi obietnicami, którego orężem jest wyborcza kiełbasa.

Co pana zaskakuje w kampanii Jaśkowiaka?
Tak naprawdę jego obecna kampania jest retroaktywna wobec tego, co mówię ja czy inni kandydaci. Kiedy powiedziałem, że na obrzeżach miasta brakuje przedszkoli, w tym m.in. na Szczepankowie, to nagle ten temat pojawia się na konferencji pana Jaśkowiaka, na której zapewnia, że przedszkole zostanie wybudowane. Świetnie, tyle że projekt budowy przedszkola na Szczepankowie ma już bodajże 30 lat! W zeszłym tygodniu pojawiła się informacja o tym, że miasto będzie robić szerokie konsultacje związane ze budowa stadionu Warty Poznań, żeby przyciągnąć inwestorów. Zastanawiam się tylko po co, skoro cały plan już jest? Mam takie wrażenie, że pan Jaśkowiak i jego sztab byli pewni, że wygra w pierwszej turze i nie będzie mieć żadnego mocnego kontrkandydata.

A tu nagle Plewiński...
A tu nagle Plewiński popsuł całą zabawę. Przecież wszyscy pamiętamy jak w lutym pan prezydent mówił, że nie wie, czy w ogóle jest sens przyjeżdżać mu z zimowych ferii, skoro nie ma godnego kontrkandydata. Miał takie poczucie nieomylności. Zwróciłem też uwagę, że w swojej kampanii pan Jaśkowiak boi się konfrontacji z mieszkańcami.

Jaśkowiak boi się mieszkańców?
Boi się. Nawiązując do wspomnianej poniedziałkowej konferencji z PKP, można powiedzieć, że w kwestii Poznania panu Jaśkowiakowi pociąg już odjechał. On nie jest świadomy, co tak naprawdę boli mieszkańców. Obserwując jego działania, zauważyłem, że kiedy w mieście dzieje się coś negatywnego, to od razu pojawiają się jego zastępcy – Wiśniewski i Solarski – ale nigdy nie ma Jaśkowiaka. Zastanawiam się, czy wynika to z jakichś obaw czy może tchórzostwa. Ja śmiało deklaruję, że będę brał na siebie wszystko, co będzie działo się w mieście. I jeśli stanie się coś negatywnego, to wystawię się dziennikarzom i będziecie mogli łupać we mnie swoimi pytaniami. Nie będę chował się za niczyimi plecami. Bo kiedy jest się gospodarzem miasta, prezydentem, to odpowiada się za to, jakie dobiera się sobie osoby do pracy – zastępców, dyrektorów – i to jest moja odpowiedzialność. A to, że pan prezydent się boi, to dobrze widać. Mimo że – jak często się chwali – jest bokserem z Dębca.

Ale niedawno pokazał, że potrafi też się bawić.
Tak, była impreza w Lokum Stonewall. Tańczyłem do muzyki puszczanej przez pana prezydenta, ale kiedy podszedłem do didżejki, to już zbierał się do wyjścia. Na secie pani Beaty Urbańskiej też dobrze się bawiłem i zostałem z szacunku choćby dla charakteru tej imprezy.

Czyli rozmów na boku nie było?
Z panem Jaśkowiakiem nie. Tak jak na debacie w „Głosie Wielkopolskim”, czy później na debacie na WNPiD UAM, pan Jaśkowiak jako jedyny po debacie od razu wstał i wyszedł.

Kiedy zostanie pan już prezydentem, co zrobi pan najpierw?
Pierwszą rzeczą będzie przeprowadzenie audytów. To jest podstawa, by wiedzieć na czym stoimy i od czego zaczynamy. Oczywiście priorytetem są też spotkania ze wszystkimi dyrektorami wydziałów. Chciałbym porozmawiać również z szeregowymi pracownikami.

Bez obecności ich przełożonych?
Tak, bez kierownictwa. Jako prawnik domyślam się, co część dyrektorów będzie mówić. To, co powiedzieliby pracownicy niższego szczebla byłoby bardzo istotne. Zakładam, że w urzędzie miasta pracuje naprawdę dużo świetnych fachowców i chciałbym dowiedzieć się, jakie mają problemy.

Zadeklarował pan, że po objęciu funkcji prezydenta Poznania pana zastępczyniami będą kobiety.
Tak, na pewno będą to dwie kobiety. Kiedy wyraziłem tę deklarację, to ktoś zarzucił mi, że będzie liczyć się płeć, a nie kompetencje. Uważam, że to bardzo obraźliwy komentarz, bo obrazą jest wątpliwość, czy znalazłyby się kompetentne kobiety. A to oczywiste, że jest takich całe mnóstwo. Ja cały czas pracuję z kobietami – poza mną w kancelarii pracuje moja żona i jeszcze pięć kobiet. Nie widzę najmniejszych powodów do tego, by kobiety nie były moimi zastępczyniami.

Zna pan badania sondażowe? Jakie są szanse na pana zwycięstwo?
Badania pokazują, że jeżeli do drugiej tury przejdzie pan Czerwiński i pan Jaśkowiak, to Jaśkowiak wygra – zdobędzie 60-70 proc. Jeżeli zaś w drugiej turze z panem Jaśkowiakiem zmierzę się ja, to wygram. Obecnie badania pokazują, że druga tura najprawdopodobniej będzie, a ja jestem nieznacznie przed panem Czerwińskim. Jeżeli chodzi o moją kandydaturę, mówi się, że nie jestem rozpoznawalny w mieście. Ale kiedy pojawiłby się znany kandydat, wówczas powiedzieliby, że nie ma nic nowego do zaoferowania. Ja jestem tą świeżością.

Pan Jaśkowiak też nie był na początku zbyt rozpoznawalny.
Tak, podchodził do wyborów dwa razy. Za drugim razem wygrał z panem Grobelnym, ale – co warto podkreślić – różnica głosów była niewielka, na poziomie ok. 3 tys.

Nadal chodzi pan na rozprawy do sądu. Co stanie się ze sprawami i pana klientami, jeśli wygra pan wybory?
Będę rozmawiał z moimi klientami, niektórzy nawet już sami do mnie dzwonili. Cieszyli się z mojej kandydatury, odzew jest bardzo pozytywny. Oczywiście nie zostawię swoich klientów. Przejmie ich moja żona i cały nasz zespół z kancelarii, który doprowadzi ich sprawy do końca.

Przemysław Marcin Plewiński - kandydat Trzeciej Drogi na prezydenta Poznania oraz kandydat na radnego miejskiego w okręgu nr 3 (pierwsze miejsce na liście), członek partii Polska 2050 Szymona Hołowni. Jest adwokatem specjalizującym się w prawie karnym. Od 10 lat razem z żoną prowadzi kancelarię adwokacką w Poznaniu. Plewiński pracował w grupach eksperckich oraz komisjach i podkomisjach sejmowych zajmujących się bezpieczeństwem imprez sportowych oraz masowych. Prowadzi lekcje z podstaw prawa dla licealistów i prelekcje podczas konferencji dotyczących bezpieczeństwa imprez masowych i prawa sportowego. Prywatnie ojciec dwóch synów, kibic Lecha Poznań.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Przemysław Plewiński, kandydat na prezydenta Poznania: "Jestem wkurzony na rządy Jaśkowiaka" - Głos Wielkopolski

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto