Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Co się stało z moją klasą? Adrian Koszewski został aktorem i gra na planie seriali oraz reklam (ZDJĘCIA)

Justyna Orlik
Justyna Orlik
Zagrał w kultowej już reklamie żelków marki Haribo
Zagrał w kultowej już reklamie żelków marki Haribo użyczone
Przyjaźnimy się od lat i znamy jak łyse konie. Ba! Z nami można je kraść! Adrian Koszewski zaczynał na deskach Dziecięcego Teatru Baśni i po kilkunastu próbach, dzięki niebywałej determinacji, dostał się do wymarzonej szkoły teatralnej. Dziś możemy go zobaczyć głównie na małym ekranie i na scenie. Jaki jest Adrian? Poznajcie go bliżej.

To pytanie zadaje wszystkim moim rozmówcom. Kim chciałeś zostać, gdy byłeś małym chłopcem?

Od kiedy pamiętam chciałem zostać aktorem i pamiętam dokładnie dzień, w którym pojawił się we mnie  ten pomysł. To było w drugiej klasie podstawówki. Wygrałem konkurs recytatorski i bardzo mi się to spodobało. Deklamowanie wierszy miało w sobie jakiś rodzaj energii i niosło ze sobą radość. Pewnie dlatego mnie to porwało. Zaskoczę cię, ale chciałem też zostać wuefistą, co i mnie trochę dziwi, bo później nie lubiłem zajęć fizycznych w szkole. Życie jest jednak przewrotne, bo ostatecznie wykonuje przecież zawód ruchowy.

Na jakie studia zdecydowałeś się po skończeniu ogólniaka?

Od początku zdawałem do szkoły teatralnej, ale przez wiele lat z marnym skutkiem.

Jesteś w stanie policzyć, ile razy próbowałeś zanim dostałeś się do szkoły aktorskiej?

Tak. W każdym roku zdawałem mniej więcej do trzech szkół, a robiłem to przez 5 lat, więc mam za sobą około szesnaście egzaminów.

To znaczy, że jesteś bardzo wytrwały w dążeniu do swoich celów? Skąd w Tobie ta determinacja?

Pewnie wynika z tego, że jestem urodzonym optymistą i łatwo mi przychodzi pozytywne myślenie. Inspiruje mnie amerykański slogan "You can do it", który wiąże się też z amerykańskim snem, w myśl którego wszystko jest w twoich rękach. I to, że nie udaje się teraz, nie znaczy, że to w ogóle niemożliwe.

Adrian Koszewski jest ze Zgorzelca. Został aktorem i na stałe mieszka w Warszawie
Adrian na fotografiach Alicji Szulcużyczone

Masz poczucie, że czas pomiędzy egzaminami to stracone chwile? Czy gdybyś mógł, to zrobiłbyś coś lepiej, inaczej?

Oczywiście, że mogłem to zrobić o wiele szybciej i nie mogłem jednocześnie. Nie uważam, że ten czas był zmarnowany. Miałem swoje tempo, uczyłem się różnych rzeczy i poznawałem siebie. Z perspektywy czasu i doświadczeń, które zdobyłem przez wiele lat w szkole oraz pracy w zawodzie, to dziś na pewno zrobiłbym to inaczej. Gdybym mógł, zmieniłbym wiele rzeczy, ale to niemożliwe, więc cieszę się z miejsca, w którym jestem teraz.

Jakimi osiągnięciami w sferze zawodowej możesz się pochwalić? Czy dziś po latach możesz o sobie powiedzieć, że jesteś aktorem?

Tak, ale słów, którymi mogę się określić jest więcej. Jestem aktorem, tancerzem, performerem, bywam choreografem i pedagogiem. Co do największych osiągnięć, to myślę, że one nadal są jeszcze przede mną. Nie chcę dewaluować dotychczasowych doświadczeń zawodowych, które są piękne i z których jestem bardzo dumny, ale wciąż jestem głodny nowych wyzwań, nauki oraz twórczych działań.

W jakich serialach zagrałeś? Czy są wśród nich "topowe" tytuły?

Grałem niewielką rolę w "Na wspólnej" i pojawiłem się tam dwukrotnie. Śmieje się, że się "reinkarnowałem". Moja postać nie umarła, jak Hanka w kartonach (Hanka Mostowiak, bohaterka serialu "M jak miłość" - przypis red.). Mój bohater, który grał operatora w studiu telewizyjnym został zwolniony przez Julię Kamińską, z którą prywatnie bardzo się lubimy, ale nasze postaci serialowe niekoniecznie. "Reinkarnowałem się" jako coach serca, który trafia z dolegliwościami kardiologicznymi do szpitala, bo sam ma problemy sercowe. To była nieco komediowa i bardzo przyjemna rola. Lubię też swój udział w jednym z sezonów "Wojennych dziewczyn". Gram tam recepcjonistę niemieckiego hotelu, takiego sztywniaka, którym nie jestem na co dzień, więc cieszę się, że udało mi się wejść w zupełnie inną energię. W serialach grywam jednak rzadko, więc na razie nie ma się czym chwalić.

Dużo częściej występujesz w reklamach. Czy jesteś z tego dumny?

Tak, wyspecjalizowałem się jako aktor reklamowy i muszę przyznać, że to jest innego rodzaju gra aktorska. A ciekawe jest to, że nie każdy aktor potrafi w to wejść. Czasami moja GRA jest bardziej przerysowana, choć nadal musi być prawdziwa. Jest szybsza, ponieważ reklama trwa czasem 30 sekund i w ciągu tego czasu jest bardzo dużo zadań do wykonania.

Najbardziej w pracy w reklamie podoba mi się to, że spotykam na planach i w trakcie produkcji bardzo kreatywnych, twórczych i inspirujących ludzi. Mam też to szczęście, że projekty, w których biorę udział są na wysokim poziomie. Z ręką na sercu powiem, że nie ma żadnej reklamy, której bym się wstydził.

Pracę na planie, której z nich wspominasz najlepiej?

Wszystkie reklamy, jakie robiłem z Katką Michalak czy Nastką Gonerą, bo uwielbiam pracować z kobietami reżyserkami (sorry, panowie). Cudownie wspominam też kręcenie filmu promującego Vectrę. Wcieliłem się tam w postać Rambo, a to był dopiero początek mojej drogi zawodowej. Copywriterzy wymyślając reklamę, która była emitowana tylko w Internecie, naprawdę zaszaleli. Wymyślili taki koncept, że dziwne postaci dzwonią do konsultantki Vectry wieczorową porą, żeby dopytać o ofertę. Pamiętam, że siedziałem na castingu i czekałem na przypisanie mnie do konkretnej postaci: zombie, Donald Trump, plemnik i Rambo. W myślach zadawałem sobie pytanie: Do czego ja pasuję? I ostania rzecz, jaka przyszłaby mi do głowy to ta, że miałbym zagrać komandosa, więc jak reżyserka obsady wyszła i powiedziała mi o roli Rambo, to zapytałem ją "czy się nie pomyliła?" I to chyba też najbardziej lubię w reklamie. Takie zaskoczenia.

Po Twoim udziale w reklamie Haribo kilka osób dało mi znać, że widziało Cię w telewizji. Opowiesz nam o pracy na planie?

Po jej emisji dostałem chyba najwięcej komplementów w całym moim życiu zawodowym. Jestem z niej naprawdę dumny i uważam, że jest świetnie zrobiona. Autorem pomysłu jest copywriter z Londynu, który jeździ po całym świecie i dogląda realizacji. Casting do tego projektu był bardzo długi, a konkurencja ogromna. W momencie, kiedy tyle osób chce tam zagrać oraz tyle osób decyduje o tym, kto zagra, a ostatecznie wybierają ciebie, to jest to bardzo miłe uczucie. Świetni ludzi pracowali też przy jej produkcji i to z pewnością jedno z moich najciekawszych doświadczeń zawodowych.

Reklama i seriale to nie jedyne doświadczenia aktorskie, którymi możesz się pochwalić. Grasz też w spektaklach oraz je współprodukujesz

Jeden spektakl wyprodukowaliśmy wspólnie z moją przyjaciółką Pamelą Leończyk. Nazywamy go na zmianę monodramem i duoadramem, bo Pamela jest też obecna na scenie. Produkcja teatralna w Polsce, a już szczególnie rzeczy niezależnych i niekomercyjnych jest jednak trudna. Tworzysz spektakl, którego później nie możesz sprzedać i twoją jedyną możliwością na zarobek jest udział w festiwalach i konkursach. Wygraliśmy jeden z nich. Dostaliśmy Grand Prix w Ostrowie na OFTeN, więc produkcja się zwróciła, ale to jest ryzykowne i ostatecznie mało opłacalne. Pamela przy innych projektach, do których mnie zaprasza, stara się o granty. Niemniej bycie producentem czegoś, co jest niszowe to żmudne zajęcie i przyznam szczerze, że nie chciałbym tego robić.

Adrian Koszewski jest ze Zgorzelca. Został aktorem i na stałe mieszka w Warszawie
W czasie spektaklu "Nocni pływacy" na zdjęciach Tomasza Raczyńskiegoużyczone

Jakie jest Twoje największe marzenie związane z życiem zawodowym?

Zwykle bardzo ochoczo dzieliłem się swoimi marzeniami, ale jestem teraz w takim momencie, że zatrzymuje je dla siebie. Pracuję nad tym, żeby się zrealizowały i jak się zrealizują, to będę o nich mówił.

Na co dzień mieszkasz w Warszawie. Czy zdecydowałbyś się na powrót do Zgorzelca?

Niestety nie. Lubię przyjeżdżać do Zgorzelca i jestem bardzo sentymentalny, ale moje życie jest już gdzieś indziej. Tu, w Warszawie, mam też więcej możliwości i szans, a dla mnie rozwój i bycie w ciągłym ruchu jest ważne. Kiedy przyjeżdżam do rodzinnego miasta, to się zatrzymuje. I to nie jest wina Zgorzelca, gdy wracam do domu, to po to, żeby trochę odpocząć.

Jakie masz najszczęśliwsze wspomnienie ze szkolnych lat?

Jednym z najlepszych był recital Jacka Kaczmarskiego, który przygotowaliśmy wspólnie z Piotrem Pietrykiem i Barbarą Rutkowską.

A wiesz, że kiedy rozmawiałam z Anią Purowską, to wskazała to samo wydarzenie jako swoje najszczęśliwsze wspomnienie?

Dla mnie to był moment, w którym udało mi się przełamać bariery. Nie jestem śpiewający, więc zaproponowałem monorecytację utworu Kaczmarskiego i było to dla mnie w tamtym czasie duże wyzwanie. Dobrze też wspominam to, że byliśmy w tym razem i to nas spajało. Tworzyliśmy grupę osób, która mogła czuć, że do siebie przynależy i zarobiłem tam pierwsze artystyczne pieniądze. Pojechaliśmy po maturze do Jeleniej Góry i wystąpiliśmy w dwóch miejscach: na rynku i na deskach teatru. Przy okazji tego recitalu odwiedziliśmy też jeden ze zgorzeleckich kościołów i to było dla mnie duże wydarzenie. Byłem wtedy skromnym i wstydliwym chłopakiem, a zaśpiewałem utwór "Syn marnotrawny", gdzie miałem taki tekst: "mogłem okraść kantor, kościół czy przekupkę", więc wypowiedzenie takich słów w tym miejscu było dla mnie mocne. Czułem, że to prawdziwe, że mogę to zrobić. I te momenty prawdy w trakcie występów wciąż się przeze mnie przebijały. W trakcie pobytu we wspomnianej Jeleniej Górze dowiedziałem się, że wszystkie opcje na studiowanie na uczelniach wyższych, są dla mnie zamknięte, bo nigdzie mnie nie przyjęli. Był, co prawda drugi nabór, ale w tamtym momencie myślałem tylko o tym, że grozi mi wojsko. To się zadziało tuż przed występem w jeleniogórskim teatrze i okazało się, że to był mój najlepszy występ. Pamiętam, że po wykonaniu Barbara Rutkowska podeszła do mnie i powiedziała: "No, i o to chodzi". Jak o tym teraz mówię, to się wzruszam, czuję ciarki na ciele. To wspomnienie, które będę niósł ze sobą przez całe życie.

Jakie są te mniej przyjemne wspomnienia ze szkoły?

Zgorzelec traktuje idyllicznie, taki czas totalnie bezpieczny i coś w rodzaju klosza. To dla mnie duże szczęście wracać do domu. 

A co poradziłbyś wszystkim, którzy za chwilę skończą szkołę i staną przed życiowym wyborem, co dalej?

Chciałbym im powiedzieć, żeby się nie śpieszyli i że mają czas. Żeby pozwolili sobie być "tu i teraz" i dali sobie przyzwolenie na bycie sobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto