Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Cyfrodziewczyny" Karolina Wasielewska. Przeczytaj fragment i WYGRAJ EGZEMPLARZ KSIĄŻKI

JDD
Akuszerkami informatyki w Polsce były kobiety. W PRL na równi z mężczyznami konstruowały i programowały pierwsze komputery. Wiele bohaterek tej książki pracowało na stanowiskach kierowniczych, dostawało nagrody za swoje projekty i wynalazki, cieszyło się uznaniem w kraju i za granicą. I to właśnie ich historie przypomina autorka książki.

Co motywowało grupę młodych ludzi z Instytutu Maszyn Matematycznych do ślęczenia po nocach w montowni komputerów? Na pewno nie pieniądze. „Praca ta, tak bardzo interesująca i zaszczytna, była jednak bardzo nisko płatna – opisuje początki tej instytucji Leon Łukaszewicz. – Dwukrotnie wyższą pensję, a także upragnione mieszkanie niejeden z nas mógł łatwo otrzymać gdzie indziej. Zwróciliśmy się więc do profesora Kuratowskiego z prośbą o podwyżkę uposażeń. Otrzymaliśmy odpowiedź, że tak niskie płace są wprawdzie surowym, ale niezbędnym sprawdzianem młodych ludzi, czy praca naukowa jest istotnie jedynym ich powołaniem. »Gdybyśmy dobrze płacili, to kogo byśmy tu mieli?« – pytał z troską profesor Kuratowski. Argument ten nie całkiem wówczas do nas przemówił, lecz oczywiście nikt nie opuścił tak cenionego przez nas Instytutu. Po jakimś czasie dla kilku z nas Instytut wystarał się również o mieszkania”41. Pamiętajmy jednak, że był to czas odbudowy polskiej gospodarki po wojnie i w przestrzeni publicznej dominowała narracja o ofiarnej pracy na rzecz ojczyzny. Prawie nikt dużo nie zarabiał. Ponadto, dopóki komputery powstawały w zaledwie kilku egzemplarzach, były raczej ciekawostką naukową o tylko potencjalnym znaczeniu dla gospodarki. Dopiero gdy ruszyła seryjna produkcja odr, w Elwro pensje poszły w górę, a konstruktorzy maszyn i programiści dostawali od swojego zakładu pracy „benefity” w postaci mieszkań i samochodów. (...)

Tryb ich pracy był, jak na standardy PRL, niecodzienny. Władze Instytutu szybko uznały, że ci, którzy siedzą przy maszynie po nocach, powinni zaczynać pracę później. Nie była to jednak standardowa druga zmiana, tłumaczy Ewa: – My przychodziliśmy o dziewiątej, a reszta Instytutu o siódmej trzydzieści.

Co jakiś czas administracja czy dyrekcja się buntowała i kazała nam znów przychodzić tak jak wszystkim. Wtedy jednak pojawiał się problem godzin nadliczbowych, za które trzeba nam było zapłacić. Temat upadał i znów przychodziliśmy na dziewiątą.

Z przełożonymi udawało się porozumieć o tyle łatwo, że byli od swoich podopiecznych góra o kilka lat starsi. I nie bardzo mogli się powoływać na własny autorytet naukowy. – Mazurkiewicz dopiero przy nas robił doktorat! – zauważa Zofia. Jedynym profesorem, który zajmował się wtedy informatyką, był Leon Łukaszewicz. I krążyła plotka, że nie spieszył się z promowaniem doktorantów.

Samo programowanie było frajdą – w przeciwieństwie do jego aspektu czysto technicznego. Jak już wiemy, w pierwszych latach IT w Polsce i na świecie posługiwano się kartami perforowanymi, które wprowadzało się do komputera. Każdy program był zapisywany na kilku kartach (programiści pisali go na zwykłym papierze i przekazywali specjalnemu działowi, który w odpowiedni sposób dziurkował karty). Kiedy jedna z nich się zniszczyła albo wykryto na niej błąd, dorabiało się ją, nie trzeba było pracować nad całym programem od początku. I to można uznać za jedyną zaletę kart – mówią zgodnie ówczesne programistki.
– Karty były z papieru, więc łatwo się niszczyły. Poza tym ciągle trzeba było pilnować, żeby się nie pomieszały. Pamiętam, że robiliśmy na krawędziach rysunki. Kiedy karty były ułożone w stosik, na jego „grzbiecie” pojawiał się dzięki temu obrazek. Chodziło o to, żeby wiedzieć, w jakiej kolejności poskładać je z powrotem, jeśli się rozsypały – opowiada Zofia. (...)

Liczby 512 i 1024 były w Instytucie tak często powtarzane, że programiści mieli je w głowie również w sytuacjach zupełnie niezwiązanych z komputerami: – Nasz kolega Jurek Swianiewicz jechał w delegację i dostał jako zaliczkę pięćset złotych. Pytał: „Dlaczego nie pięćset dwanaście?” – wspomina Ewa ze śmiechem.

Choć technologia rozwijała się w zawrotnym tempie i pojawiały się coraz to nowsze komputery, aż do lat 70. nie zmieniało się jedno: trzeba było wyjść z domu, żeby programować. Krystyna: – Chodziło się „na komputer”, bo w mieście był na przykład jeden egzemplarz jakiejś maszyny. Pamiętam, jak kursowałam do Pałacu Kultury, kiedy przygotowywałam pracę magisterską. Pracowałam na komputerze Ural, który zajmował tam całe szóste piętro.

Ewa: – Jak już wszedł IBM, to w mieście zrobiło się tych maszyn więcej. Jeśli jedna była obciążona, szło się gdzie indziej. IMM kupował wszelkie nowości i miał własny IBM 360, ale gdy kolejka do niego była za długa, można było próbować na przykład w ZETO.

Rewolucją było pojawienie się wrocławskich odr. Wprawdzie nadal nie były to pecety, na których można było pracować z domu, ale programowało się je szybciej i poręczniej. Mniejsze i sprawniejsze od dotychczas używanych komputerów, miały też monitory i klawiatury. Trudno to sobie dziś wyobrazić, ale XYZ był podłączony do oscyloskopu, na którego ekranie wyświetlały się jasne punkty („jedynki”) i ciemne przestrzenie między nimi („zera”), z kolei ZAM-41 nadal korzystał z dalekopisu. Odry były również tańsze od maszyn IBM, bo produkowano je w kraju. W drugiej połowie lat 60. pojawiły się na uczelniach i w zakładach przemysłowych.

– Programowanie stało się łatwiejsze i zabierało mniej czasu – wspomina Krystyna. – Dzięki klawiaturze i monitorowi można było pracować na komputerze w pojedynkę, bez operatorów, którzy dawniej uruchamiali maszyny.

Fragment książki "Cufrodziewczyny" autorstwa Karoliny Wasielewskiej

Karolina Wasielewska

Dziennikarka i autorka popularnego bloga „Girls Gone Tech. W Radiu Złote Przeboje prowadzi audycję Złote Przeboje na dzień dobry.

Więcej:

KONKURS!

Do wygrania 3 egzemplarze Cyfrodziewczyn od Wydawnictwa Krytyka Polityczna! Odpowiedz na pytanie czy Twoim zdaniem współczesnej kobiecie jest łatwiej zrobić karierę w branży IT?
Odpowiedzi można wysyłać do 29.06.2020 do godziny 12:00 na [email protected]. O wygranej będziemy informować drogą emailową.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto